Długość odcinka: 450 km;
W sumie przejechane od Brisbane: 900 km;
W Bożonarodzeniowy poranek pożegnaliśmy kangury i lorikeety, i ruszyliśmy dalej na południe. W planach było plażowanie, więc szukaliśmy odpowiedniego miejsca i akurat w okolicach South West Rocks pojawiło się słońce. Okazuje się że nie każde śliczne miejsce jest odpowiednio dobrze opisane w przewodniku. Do takich miejsc właśnie należy South West Rocks. Camping jest położony tuż przy plaży; są tam też świetne warunki do surfowania. Mały raj, do którego nie trzeba daleko zjeżdżać z autostrady. Następnym razem może ponurkujemy w Fish Rock Cave, gdzie podobno można spotkać rekina.
South West Rocks |
Nasz następny przystanek był w miejscowości Hat Head w parku narodowym o tej samej nazwie. Sama miejscowosc to właściwie wioska z jedną glowną ulicą, plus ogromny camping w lesie, przez który musieliśmy przejechać, aby dotrzeć do morza. A tam ku naszemu zaskoczeniu najpierw ujrzeliśmy rzekę wpadającą do morza – a właściwie był to chyba kanion wypełniony wodą morską. Przebraliśmy się w stroje, żeby skorzystać z okazji do kąpieli w pięknej szmaragdowej wodzie, a tu nagle ludzie zaczynają biegać jak szaleni dookoła. Okazało się, że to ławica pięknych, błękitnych rybek zagubiła się w rzece: pływały tam i z powrotem, chyba nie wiedząc jak się stamtąd wydostać.
Hat Head |
Z Hat Head zamiast wracać do autostrady, pojechaliśmy lokalną drogą do miejscowości Crescent Head. Jedzie się już nieco dłużej, głownie za sprawą słabej drogi, ale oczywiście warto – miasteczko jest malowniczo położone przy wzgórzu i ma świetne warunki do surfowania. Podobno można tam pojechać na fali o długości nawet 250 metrów! Z tego powodu miejscowa plaża zaliczona została do 6 unikanlnych rezerwatów surfowych w Australii. Nam to miejsce troszkę przypomniało wybrzeże w okolicach Dublina w Irlandii, głównie za sprawą porośniętych trawą wzgórz. Oprócz surfowania w Crescent Head można pograć w golfa czy łowić ryby. Z ciekawostek, Crescent Head to pierwsza miejscowość w Australii gdzie Aborygenom udało się wywalczyć prawo do własności ziemi, po prostu udowodnili, że zamieszkiwali ten teren od stuleci.
Crescent Head |
Ten dość intensywny dzień zakończyliśmy w miejscowości Seal Rocks, w parku narodowym Myall Lakes. Dotarcie tam było samo w sobie niezłą przygodą, gdyż wymaga to przejechania paru ładnych kilometrów po nieutwardzonej drodze, czyli żużlówce biegnącej przez las. Dojechaliśmy na miejsce dość późnym wieczorem, więc tego dnia zdążyliśmy już tylko szybko rozbić namiot i zjeść kolację bezpośrednio na plaży (należy przywieżć ze sobą całe zaopatrzenie, gdyż na miejscu nie ma żadnej knajpy ani sklepu, który byłby otwarty do późna). Zwiedzanie Seal Rocks zaczęliśmy następnego dnia rano, ale o tym co tam widzieliśmy już w następnym wpisie...
Kolacja na plaży w Seal Rocks |
cdn...
J & W
tak blisko od Brisbane, a tak inaczej wszystko wyglada... Zazdroszczę wycieczki!
OdpowiedzUsuńwidze, ze to zaopatrzenie bylo calkiem przyzwoite - czerwone kieliszki do wina... No i takim widokiem absolutnie zadna restauracja nie moze sie pochwalic :)
OdpowiedzUsuńAga, wystarczy 8-9 dni urlopu, namiot i samochod i mozesz to sama przezyc, polecamy goraco wybrzez w NSW. Iza, sama dobrze wiesz my zazwyczaj sie dobrze zaopatrzamy, to nastepnym razem z Toba podobna kolacje z takim widokiem mozemy powtorzyc :) pzdr J
OdpowiedzUsuń