Moje zdjęcie
UWAGA! UWAGA! TEN BLOG NIE BĘDZIE PRZEZ NAS UŻYWANY I ZOSTANIE WKRÓTCE PRZENIESIONY NA NASZA NOWĄ STRONĘ "Travelling Butterfly" (www.travellingbutterfly.com) Zajrzyjcie na nową stronę żeby śledzić co się z nami aktualnie dzieje! Pozdrawiamy. Julita & Wojtek

czwartek, 20 czerwca 2013

Springbrook National Park: świat rodem z filmu Avatar

*******************************************************

UWAGA: Zajrzyj na nasza nowa strone travellingbutterfly.com   !!!!!

******************************************************* 
Springbrook NP znajduje się kilkadziesiąt kilometrów w głąb lądu od południowej części Gold Coast. Park ten nie jest tak dobrze znany i mocno reklamowany jak Lamington NP czy Binna Burra, ale wcale im nie ustępuje urodą. Jest za to mniej tłoczno i dzięki temu przyjemniej (warto tu wspomnieć, że ‘tłoczno’ to pojęcie bardzo względne i co w Australii mogłoby uchodzić za zatłoczone miejsce, w Europie byłoby pewnie uważane za pustkowie ;-))  Springbrook NP oferuje niesamowitą różnorodność naturalnych atrakcji, pokrótce opisanych poniżej.

Widok na Gold Coast z punktu widokowego przy wjeździe do parku
W okolicy Springbrook - dolinie Numinbah - znajdują się też liczne stadniny koni
Pierwsza na liście atrakcji to 60 metrowy wodospad Purling Brook Falls. Jest tam kilka punktów widokowych na spadający w dół wodospad,  rozpościerającą się dolinę porośniętą lasem tropikalnym, oraz na Gold Coast.  Stąd rozpoczyna się 4-kilometrowy szlak do podstawy wodospadu, który zajmuje ok. pół godziny w jedną stronę i gdzie po drodze pokonuje się 265 schodków. Wodospad zmienia się zależnie od pory roku, oczywiście w lecie, czyli ‘porze deszczowej’ spływa więcej wody. Na dole już można sobie przejść pod wodospadem, a nawet dotkąć tęczy… no, prawie :-)
Wodospad Purling Brook Falls spadający do lasu tropikalnego
W drodze do wodospadu
Prawie udało mi się dotknąć tęczy :-)
Oprócz wodospadu Springbrook posiada również kilka pięknych punktów widokowych, z których rozciągają się panoramiczne widoki na doliny, wodospady, okoliczne wzgórza albo kaniony oraz wybrzeże. Pierwszym z tych punktów widokowych jest Canyon Lookout. Stąd rozpoczyna się kilka szlaków, np. dość krótkie Twin Fallus Circuit, Rainbow Falls Circuit i dłuższy Warrie Circuit (17 km). Gdy podjedziemy kilka kilometrów dalej w prawą stronę kanionu, to na jego skarpie znajduje się punkt widokowy Goomoolahra Falls z obszarem piknikowym nad strumykiem. W tej okolicy znajduje się też kilka luksusowych apartamentów - pomimo wysokiej ceny, nie brakuje chętnych na nocleg w tej przepięknej okolicy. 
 
 

Canyon lookout
Po drodze z wodospadów Purling Brook do punktów widokowych można zajechać do miejsca,  gdzie znajduje się stara szkoła (z początku XX wieku). W trakcie budowania tej szkoły niestety wycięto 1000 letnie drzewo – Blackbutt eukaliptus, z którego do obecnych czasów pozostał tylko pień, który ma imponujący obwód. Z punktu widokowego koło szkoły można podziwiać wieżowce Gold Coast.

Widok na Gold Coast z punktu widokowego przy starej szkole
Historyczne drzewo przy starej szkole
Kolejnym miejscem tuż przy granicy Queensland i  Nowej Południowej Walii jest nazwany typowo po Australijsku ‘Best of all lookout’. Nazwę ma naprawdę adekwatną, gdyż rozciąga się stamtąd przepiękny, 180-stopniowy widok na ok. 80 km wybrzeża, obejmujący obszar od Coolangaty do Byron Bay, widać też szczyty Mt Warning i Mt Nadi oraz Nightcap NP.
Best of all lookout

Best of all lookout
To najzimniejszy obszar parku i to właśnie tu rosną sięgające rodowodem czasów prehistorycznego kontynentu Gondwany drzewa Arctic Beech – są po prostu imponujące. Ten odcinek lasu wygląda jak z filmu Harry Potter, tak jakby porośnięte zielonym mchem drzewa miały się zaraz ruszyć - mają tak fantazyjnie powyginane gałęzie.

Prastare drzewa Arctic Beech
Kolejnym miejscem wartym odwiedzenia jest Natural Bridge, niesamowity wodospad, gdzie woda wyżłobiła w skale otwór i pięknie spływa w dół przez grotę – taki naturalny sposób na pokonanie przeszkody nadał skałom kształt mostu, stąd nazwa tego miejsca Natural Bridge.  Grota ta jest pół zamknięta, można do niej wejść i podziwiać kaskady wody z bliska, a dodatkową atrakcją po zmroku są świecące robaczki (glow worms). 

Natural Bridge



Tak naprawdę to są to larwy prastarego rodzaju muchy, które produkują fluoroscencyjne nicie do zwabienia przynęty. Są one koloru niebiesko zielonego i wyglądają jak małe gwiazdki. Ta forma much występuje tylko w Australii i Nowej Zelandii (post o Nowej Zelandii tutaj). Wydaje się nam, że były one inspiracją do stworzenia lasu w filmie Avatar (a tak przy okazji to tu w Australii są fan kluby Avataru i spotykający się fani malują swoje ciała na niebiesko!). Wyobraźcie sobie teraz, że stoicie w takiej grocie, jest ciemno, obok pięknie szumi wodospad, a nad głową świecące niebieskie robaczki…Romantyczne warunki. Prawie… Niestety nastrój psując trochę grupy turystów (przeważnie Japońskich), którzy albo co chwila zapalają latarki albo próbują robić zdjęcie robaczkom przy włączonym fleszu (oczywiście na zdjęciu widać wtedy tylko brązowa skałę). A robaczki przestraszone błyskiem światła, przestają świecić nawet na godzinę. Może jeszcze dodamy, że robaczki mieszkają nie tylko w grocie, ale również w korzeniach drzew przy ścieżce do jaskini. Więc jeżeli będziecie się tam wybierać na wycieczkę, wyłączcie latarki w drodze powrotnej na parking i obejrzyjcie się dookoła. Zobaczycie małe niebieskie światełka wyglądające z ziemi. Do tego w okresie letnim (grudzień – marzec) rosną tam jeszcze zielone, fluoroscencyjne grzyby, które świecą na jasno zielono. Bajeczne uczucie maszerować przez taki las!

Świecące na niebiesko robaczki...
...i  zielone, fluorescencyjne grzyby
Jak gdyby tych wszystkich atrakcji było mało, Springbrook to też świetne miejsce do podpatrywania dzikiej przyrody. Nam podczas dotychczasowych dwóch wizyt tam udało się zobaczyć papugi, kookaburry, oraz bardzo ciekawe jaszczurki – wielkiego skinka  (skinki to wszechobecne małe jaszczurki) i przede wszystkim ogromną ponad-półmetrową goannę, która wygląda jak żywcem przeniesiona z Jurassic Park... Klimaty dopełniają gigantyczne paprocie i łopiany, pod  którymi można się schować.  No więc jeśli tylko będziecie w okolicach Brisbane czy Gold Coast,  koniecznie zajrzyjcie do Springbrook NP!

Gigantyczny Skink
Wcieniu paproci
Goanna
Kookaburra

J&W

*******************************************************

UWAGA: Zajrzyj na nasza nowa strone travellingbutterfly.com   !!!!!

******************************************************* 

środa, 12 czerwca 2013

Coś o Australijczykach

Dziś trochę nietypowy post – zamiast opisu jakiegoś miejsca, postanowiliśmy napisać coś na temat ludzi, czyli Australijczyków.

Od początku naszego pobytu w Australii jesteśmy zachwyceni wieloma rzeczami: słoneczną pogodą, skaczącymi kangurami, sennymi koalami, kolorowymi papugami, pysznymi owocami, basenem w przydomowym ogródku, wyluzowaną atmosferą w pracy. Pewnie moglibyśmy wyliczać jeszcze wiele innych drobnych rzeczy, ale to co nas najbardziej urzekło to Australijczycy, ich uśmiech na twarzy, pogodne usposobienie, życzliwość dla innych oraz rodzinny sposób spędzania czasu wolnego. A oto przykłady Australiskiej życzliwości wzięte z naszego doświadczenia:

Pierwsze dni naszego pobytu w Brisbane i mamy juz dwa przypadki, kiedy Australijczycy okazali sie dla nas bardzo mili. Pierwszego dnia w Brisbane mieliśmy kilka spraw do załatwienia miedzy innymi sfinalizowanie otwarcia konta w banku. Tak się też złożyło, że mieliśmy też potwierdzić przez email oglądanie mieszkania do wynajęcia, ale mieliśmy nieco utrudniony dostęp do internetu i nie mogliśmy sprawdzić naszych emaili. No więc przy okazji otwierania konta, zapytaliśmy półżartem panią z banku, czy nie pozwoliłaby nam sprawdzic prywatnego emaila w swoim komputerze. Nie zawahała się ani na chwilkę, po prostu przekręciła w naszą stronę monitor i podała klawiaturę. Ależ to był miły gest z jej strony!

Widok z jednego z balkonów domu w którym już dwa razy spędziliśmy czas na wybrzeżu
Nasz pierwszy nocny spacer po Brisbane zakończył sie nieoczekiwanie koncertem. Przechodząc po uliczkach Fortitude Valley zachęceni muzyką na żywo i tłumem ludzi, skierowaliśmy swoje kroki do jednego pubów. Po usłyszeniu ceny wejściówek, chcieliśmy sie odkręcić na pięcie, a tu nad naszymi głowami pojawiłą sie machająca ręka z biletami i miły pan zakomunikował, że ma dwa wolne bilety i chętnie je nam odstąpi! Oczywiscie skorzystaliśmy z propozycji i tym sposobem zaliczyliśmy koncert Jona Stevensa – znanego w Australii muzyka. Jak pisaliśmy ostatnio, widzieliśmy go też w trakcie Blues Festival (w tym poście jest krótki filmik z jego koncertu) i zobaczymy go ponownie już za parę dni w musicalu Jesus Christ Superstar.

Mieszkaliśmy w Brisbane zaledwie kilka tygodni, kiedy jeden z kolegów z pracy mimochodem zaproponowal nam klucze do domu swoich teściow, którzy akurat wyjechali na wakacje. A że dom jest na wybrzeżu, nad samym oceanem, to chyba nie muszę dodawać, ze mieliśmy wspaniały weekend i do tego za free. W tym roku teściowie kolegi ponownie wyjechali na wakacje i tym razem zamieszkalimy w ich domu na cały tydzień. Pobyt tam to zawsze ogromna przyjemność i doskonałą terapia, bo dom jest 4-poziomowy z przeszklonymi ścianami, widokiem na ocean i małym wewnętrznym ogródkiem. Najlepsze jest to, że nigdy nawet nie poznaliśmy właścicieli… Pomyślcie, czy znacie kogoś, kto pozwoliłby mieszkać w swoim domu obcym ludziom – znajomym zięcia z pracy?

Czy przypadkowo poznani ludzie mogą stać się twoimi przyjaciółmi? Ależ jak najbardziej! Będąc któregoś razu na spacerze w parku, zaczęliśmy rozmawiać ze starszą parą, Warrenem i Ivy, która akurat tam miała piknik. Od tamtej pory regularnie sie odwiedzamy, piszemy, poznaliśmy ich dzieci, wnuki itd.  Uwielbiamy ich historie, porady dotyczace podróżowania po Australii oraz pyszne tosty, którymi nas częstują, gdy tylko pojawiamy się u nich w domu.

Warren & Ivy
A oto kolejne przykłady bezinteresownej życzliwości, której doświadczyliśmy w Austrtalii. Sylwestrową noc w 2011 spędzaliśmy w Nambucca Heads w Nowej Południowej Walli i wieczorem wybraliśmy sie na kolację. Byla to mała miejscowość z niewielkim wyborem miejsc gdzie można coś zjeść. No i akurat restauracja najbliższa od naszego campingu nie miała licencji na sprzedaż alkoholu, można za to było przynieść tam swoje piwo lub wino (to często spotykany w Australii system). Kelenrka powiedziała, że może w pobliskim sklepie coś dostaniemy, ale nie była pewna czy będzie on jeszcze otwarty. Ku naszemu zdziwieniu para siedząca przy pobliskim stoliku wstała i podeszla do nas mowiąc, żebyśmy się nie fatygowali do sklepu, bo on i tak na pewno jest zamknięty i że oni mają zapas w bagażniku i że mogą się z nami podzielić. Dostaliśmy więc w prezencie portugalskie wino i dwa piwa, oczywiście za free.

Innym razem po zrobieniu ogromnych zakupów w sklepie ze sprzętem do nurkowania, pani sprzedawczyni zauważyła nas sunących z zakupami po ulicy. Właśnie skończyła swoją zmianę i wracała do domu, więc zatrzymała sie i zapytała się czy nas nie podwieźć! Oczywiscie nie odmówiliśmy.

Oprócz tych ‘większych’ wydarzeń, często spotykają nas po prostu miłe gesty: ktoś nas kiedyś przepuścił przez swój ogródek, żebyśmy nie musieli iść na około, barman w pubie albo właściciel sklepu doradzili, które piwo czy woda jest tańsza, zamiast próbować nas ‘orżnąć’, przed przyjazdem do Brisbane dostaliśmy wiele porad od nieznajomych nam ludzi w sprawie szukania mieszkania i innych praktycznych rzeczy, poznana na jazzie starsza pani wzięła od nas adres i przysyła nam kartki, pan listonosz widząc, że mam okropne zachrypiałe gardło, przyniósł mi tabletki z apteki itp itd.

Dzięki takim małym i większym gestom poczuliśmy się tutaj naprawdę jak w domu. A takie nawet najbardziej błahe przejawy życzliwości w codziennym życiu potrafią sprawić, że humor poprawia się na cały dzień! To wszystko pewnie przez to wiecznie świecące słońce ;-)

J&W