Po wylądowaniu w
Eden, czyli na wybrzeżu Nowej Południowej Walii, stwierdziliśmy, że mamy
jeszcze trochę czasu zanim wrócimy do domu (ok. 3 dni), który możemy
wykorzystać na zwiedzenie jakiegoś ciekawego miejsca. Po krótkiej konsultacji z
mapami i przewodnikiem, postanowiliśmy więc odbić z powrotem od wybrzeża i
zahaczyć o Góry Śnieżne (Snowy Mountains). Była to naprawdę świetna decyzja bo
dwa dni, które spędziliśmy w górach były zupełnie inne od reszty naszej
wycieczki – inne krajobrazy, inna przyroda i inne powietrze. Aż ciężko było nam
uwierzyć, że jeszcze dzień czy dwa wcześniej byliśmy nad oceanem – raczej
czuliśmy się jakbyśmy jakimś magicznym tunelem dostali się do zupełnie innego
kraju.
Góry Śnieżne są
częścią Alp Australijskich, najwyższego pasma górskiego na kontynencie, które
samo w sobie stanowi najwyższy odcinek Wielkich Gór Wododziałowych. W Alpach
Australijskich znajduje się 26 szczytów o wysokości co najmniej 2000m nad
poziomem morza, a Góry Śnieżne obejmują wszystkie szczyty powyżej 2100m. Najwyższy
z nich to oczywiście Góra Kościuszki (2228 m n.p.m.), nazwana tak przez
polskiego podróżnika i odkrywcę, Pawła Strzeleckiego. Strzelecki narobił
Australijczykom sporo kłopotu swoją nazwą – do dziś łamią sobie języki starając
się wymówić Kosciuszko: w wydaniu australijskim brzmi to mniej więcej jak
Koz-i-osko :)
Ten szczyt w środku to Góra Kościuszki |
Pomimo tego, że
Góry Śnieżne leżą poniżej granicy wiecznego śniegu, to jednak na najwyższych
szczytach można zobaczyć pewną ilość białego puchu przez większość roku – my
widzieliśmy trochę nawet w środku lata. Lato to jednak pora roku, kiedy góry
pustoszeją – pomimo tego, że można się wtedy wybrać na przyjemne wędrówki po wybrukowanych
szlakach (i na przykład zdobyć w ten sposób Górę Kościuszki) to jednak chętnych
nie jest zbyt wielu i miasteczka świecą pustkami. W zimie cała okolica ponoć
zmienia się nie do poznania i zaczyna tętnić życiem a śniegu jest zwykle sporo.
I choć tamtejszym trasom narciarskim daleko do alpejskich, czy nawet
tatrzańskich, to jednak warto pamiętać, że jest to jedyny obszar w Australii, gdzie
można zimą pojeździć na nartach.
W oczekiwaniu na zimę... |
Jadąc w Góry
Śnieżne z wybrzeża, najpierw dociera się do miejscowości Cooma, która znajduje
się tak naprawdę jeszcze przed samymi górami. Warto się tam zatrzymać na chwilę
ze względu na bardzo dobry punkt informacyjny – znacznie lepiej zaopatrzony we
wszelkiego rodzaju mapki niż centra informacji w mniejszych, położonych wyżej
miejscowościach. Jest to też najlepsze miejsce żeby zatankować przed
wyruszeniem w góry, gdzie benzyna jest bardzo droga – podczas naszego pobytu w
górskich miejscowościach kosztowała ok. $2 za litr.
Na nocleg zatrzymaliśmy
się w miejscowości Jindabyne pięknie położonej nad jeziorem o tej samej nazwie.
Jindabyne nie ma własnych tras narciarskich, ale można stamtąd łatwo dojechać
do kilku znajdujących się w pobliżu, np. Persisher czy Charlotte Pass, gdzie
można zimą pozjeżdżać. Latem też warto się wybrać w te wyżej położone okolice z
powodu malowniczych szlaków spacerowych i dobrych widoków na Górę Kościuszki z
okolic Charlotte Pass.
Jindabyne |
Charlotte Pass |
Położone ok. 35
km od Jindabyne, Thredbo to ‘narciarska stolica’ Gór Śnieżnych. Jest to całkiem
przyjemna miejscowość, ładnie położona na stoku góry, jednak mniejsza od Jindabyne,
więc trudniej tam znaleźć nocleg. Tak przy okazji, to z tego co słyszeliśmy od
lokalnych mieszkańców w zimie ceny noclegów skaczą mniej więcej dwukrotnie w
porównaniu z latem a i tak trzeba je rezerwować z dużym wyprzedzeniem bo jest tylu
chętnych. W Thredbo znajdują się najdłuższe trasy zjazdowe w Australii i głównych
zespół wyciągów narciarskich w całych Górach Śnieżnych, co sprawia, że jest to
najlepsza baza dla narciarzy. W lecie też jest przyjemnie – można wjechać
wyciągiem na punkt widokowy, skąd można też w ciągu kilku godzin zdobyć Górę
Kościuszki. W lecie te okolice są też popularne wśród zawodowych kolarzy,
którzy spędzają tu Europejską trenując przed nadchodzącymi wyścigami.
Mapa tras narciarskich w Thredbo. Obok: Narty czekają na lepsze czasy (czyli na zimę) |
Z Thredbo zamiast
cofać się tą samą drogą w kierunku wybrzeża, postanowiliśmy pojechać okrężną
ale piękną trasą widokową o nazwie Droga Alpejska (Alpine Way). Po drodze mija
się kilka malowniczych sztucznych jezior powstałych po wybudowaniu tam (i
elektrowni wodnych).
Naszym ostatnim
przystankiem w Górach Śnieżnych były Jaskinie Yarrangobilly. Jest to grupa ok.
60 jaskiń, z których tylko kilka można zwiedzić (w większości z przewodnikiem).
My wybraliśmy się do South Glory Cave, jedynej jaskini którą można zwiedzać na
własną rękę. Była to bardzo ciekawa wycieczka – jaskinie Yarrangobilly może nie
są tak spektakularne jak te w Jenolan w Górach Błękitnych, ale
za to zwiedzanie jest zorganizowane w znacznie mniej skomercjalizowany sposób –
mniejsze grupy z przewodnikiem, mniej narzucające się sztuczne oświetlenie i przede wszystkim możliwość zwiedzenia South
Glory Cave na własną rękę. Dodatkową atrakcją jest basen w dolinie na świeżym
powietrzu zasilany naturalnie przez gorące źródła, gdzie można relaksować się
niezależnie od pory roku w temperaturze 27C. Bardzo polecamy jeśli ktoś będzie
w tej okolicy!
Jeśli chodzi o
informacje praktyczne, to za wjazd do samego parku narodowego Kościuszki, który
obejmuje najwyżej położone partie Gór Śnieżnych, w tym Charlotte Pass, Thredbo,
a także jaskinie Yarrangobilly trzeba zapłacić za każdy dzień pobytu. Cena
zależy od pory roku – w lecie jest to $16 za samochód za każdy dzień pobytu, w
zimie aż $27 za dzień. Warto też pamiętać, że wybierając się tam w zimie należy
się zaopatrzyć w łańcuchy śniegowe na koła.
W
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz