Już chwilę
po opuszczeniu Broken Hill otaczający nas krajobraz
zaczął się powoli zmieniać: czerwona ziemia stopniowo ustępowała miejsca trawiastym łąkom, a po jakimś czasie polom uprawnym
porośniętym pszenicą.
Kontrast był więc dla nas ogromny – już zdążyliśmy się
przyzwyczaić do czerwonego koloru i półpustynnego krajobrazu, a tymczasem teraz
byliśmy otoczeni przez wszechogarniajacą żółć. Kolejną różnicą było to, że
stada strusi i dzikich kóz zostały zastąpione przez stada owiec, które masowo
hoduje się w Australii. Na horyzoncie pojawiły się też liczne elektrownie
wiatrowe, nie jesteśmy pewni czy w ogóle takowe w QLD istnieją.
Naszymi pierwszymi przystankami w
Południowej Australii (bo taką nazwę nosi ten stan) były znane z produkcji wina
regiony Clare
Valley i Barossa Valley, ten ostatni
to najsłynniejszy region winiarski w całej Australii, a Shiraz z Barossa uważany
jest za najlepszy w kraju.
Zachód słońca nad Barossa Valley |
W Clare Valley Winorośla sąsiadują z pszenicą |
Barossa to znacznie większy region, gdzie znajduje sie kilka całkiem sporych
miasteczek naszpikowanych winiarniami – niektóre z nich produkują wina na skalę
przemysłową i na eksport. Pierwszymi osadnikami i producentami wina w tym
regonie byli emigranci niemieccy (dokładnie ze Śląska) i dlatego pewnie miasteczka
w Barossa Valley mają łatwo wyczuwalny niemiecki charakter. Prawdę mówiąc
niektóre z nich całkiem przypomniały nam polskie ulice.
Jednym z ciekawszych
miejsc, które odwiedziliśmy w Barossa były okolice winiarni
Seppeltsfield, których cechą charakterystyczną są drogi wysadzane palmami
daktylowymi wyglądającymi jakby zostały przeniesione znad Morza Śródziemnego.
W Adelaide zatrzymaliśmy się u starych znajomych,
Andreasa i Julie, z którymi spędziliśmy leniwie Boże Narodzenie. Miasto
przywitało nas przygaszonymi światłami i robotami drogowymi przez które przejazd
przez miasto zajął nam ponad godzinę. Już następnego dnia w trakcie przejażdżki
samochodowej naszą uwagę przykuły piękne murowane rezydencje, z których
wiekszość miała zainstalowane słoneczne panele na dachach. Wydało nam się, że
tych paneli widać tam o wiele więcej niż w Brisbane.
Miejska plaża w Adelaide - Glenelg |
W czasie
naszego krótkiego pobytu w Adelaide mieliśmy okazję odwiedzić plaże Seacliff, Brighton i Glenelg. Wszystkie są bardzo ładne,
z turkusowym oceanem i jasnym piaskiem, chociaż woda była bardzo zimna pomimo
tego że było to już pełne lato – coś takiego nie zdarza się w Queensland.
Glenelg to bardzo kurortowa dzielnica Adelaide z pięknym molo uroczą plażą oraz
mnóstwem knajpek i sklepów. Warto się tam zatrzymać na lunch lub spacer wzdłóż
plaży i poczuć klimat nadmorskiego miasteczka. Musimy przyznać, że brakuje nam
takiego miejsca w Brisbane. Nie mieliśmy tym razem okazji zwiedzić centrum Adelaide,
ale ja (Wojtek) spędziłem tam kilka dni w lutym 2012, więc mogę pokrótce opisać
moje wrażenia. Pomimo swojej oficjalnej wielkości (milion mieszkańców),
Adelaide zupełnie nie sprawia wrażenia dużego miasta.
Centrum to dosłownie
kilka ulic, z grupą całkiem ciekawych historycznych budynków i sklepami, barami
i restauracjami. Centrum miasta wydaje się zupełnie opustoszałe wieczorem,
przynajmniej w ciągu tygodnia, a czas wydaje się tam płynąć bardzo powoli.
Jedną z pierwszych rzeczy która rzuciła mi się tam w oczy jest niesamowita
ilość wielopoziomowych parkingów w centrum miasta, oraz brak widocznej
komunikacji miejskiej. Wygląda na to, że większość mieszkańców Adelaide mieszka
na przedmieściach i dojeżdża samochodami, co jest zapewne przyczyną pustoszenia
miasta pod wieczór i generalnie niemrawego (przynajmniej z pozoru) życia
nocnego.
Zmumifikowane ludzkie głowy - trofea łowców głów z PNG |
Będąc w Adelaide, pojechalismy też na
krótką przejażdżkę po pobliskich wzgórzach Adelaide hills i odwiedziliśmy
miasteczko Hahndorf zalożone, podobnie jak miasteczka w Barossa Valley, przez niemieckich
emigrantow. Hahndorf ma mieć ponoć typowo niemiecki charakter, ale Andreas
który był naszym przewodnikiem i który jest Niemcem, kategorycznie temu
zaprzecza. Tak czy inaczej, Hahndorf obejrzeliśmy tylko z samochodu bo
wszystkie sklepiki, restauracje i piekarnie były zamknięte z powodu świąt...
Z Adelaide pojechaliśmy prosto na Kangaroo
Island, o czym napiszemy w kolejnym wpisie. Tutaj natomiast opiszemy jeszcze pokrótce
inne miejsca, które odwiedziliśmy w Południowej Australii, poruszając się z
Adelaide wzdluż wybrzeża w stronę Victorii.
Port Elliot i Victor Harbour, to dwa sąsiadujące
ze sobą bardzo przyjemne nadmorskie miasteczka, z ładnymi budynkami i miejskimi
plażami. Victor Harbour jest znany z tramwaju ciągniętego przez konia na
pobliska wyspę Granite Island, gdzie po zmierzchu można obserwować najmniejsze
pingwiny na świecie (z gatunku little penguins). W Port Elliot natomiast
znajduje się najstarsza stacja kolejowa w Australii (z 1854 roku), oraz jedna z
najpięknieszych plaż do pływania w tym regionie – zatoka Horseshoe Bay. Oba te
miejsca od czerwca do października odwiedzają wieloryby, Victor Harbor ma też
jedne z najlepszych miejsc do nurkowania w tym regionie; w tutejszych wodach
można zobaczyć Leafy Sea
Dragon (unikatowy liściasty konik morski).
Z Port Elliot ruszyliśmy wzdłuż jeziora Alexandrina,
które jest tak wielkie, że z jego środka nie widać lądu! Jezioro to jest
zamieszkane przez wiele gatunków ptaków oraz stada pelikanów. I z tego co
zauważyliśmy bardzo popularne wśród wędkarzy – wszystkie kempingi były oblężone
przez samochody z doczepionymi łódkami oraz pełne sprzętu wędkarskiego.
Na południowym brzegu jeziora zaczyna się Coorong
National Park. Z lotu ptaka wygląda, jak niesamowicie długi pas wydm oddzielający
ocean od jeziora Alexandrina i rozlewisk rzeki Murray, mierzący aż 145 km
długości i zaledwie 4 km szerokości. Park ten jest miejscem migracji tysięcy
gatunków ptaków przylatujących z północnej półkuli od września każdego roku. Niestety
gdy my zawitaliśmy w te okolice było bardzo wietrznie i zimno jak na lato (ok.
20 stopni), więc nie spędziliśmy tam zbyt dużo czasu i nie zostaliśmy na noc na
plaży tak, jak wcześniej to sobie zaplanowaliśmy.
Nocleg natomiast spędzilismy w pubie w
Kingston SE. Miasteczko samo w sobie nie wyglądało zbyt atrakcyjnie, więc po
szybkiej wizycie przy gigantycznym homarze – wizytówce miasta – pojechaliśmy
dalej na północ wzdłuż wybrzeża.
Kolejnym naszym przystankiem było miasteczko
Robe. Zatrzymaliśmy się tam na spacer wzdłuż pięknej plaży i przechadzkę po centrum,
pełnym różnego rodzaju butików i sklepików. Zajechaliśmy też na punkt widokowy
przy monumnecie, skąd rozciągają się przepiękne widoki na skaliste wybrzeże.
Widok z latarni morskiej na Penguin Island (ta mniejsza) |
Wyjechaliśmy z miasteczka trasą widokową Bowman Scenic
Drive, którą polecamy ze względu na piękne panoramy dzikiego wybrzeża. Tuż za
Beachport warto też zajechać do Woakwine Cutting, największego w Australii wąwozu
wyżłobionego przez człowieka. Cały ten wysiłek po to, aby odwodnić bagniste
tereny pod pola uprawne.
Naszym głównym celem tego dnia było Mt Gambier.
Miejscowość ta jest znana z tajemniczego jeziora Blue Lake. Fascynuje ono
naukowcow z wielu powodów: jego składników mineralnych, zmiany koloru w ciągu
roku (od żywego niebieskiego w trakcie lata, po stalowy zielony do szarego w
zimie) oraz sposobu w jaki powstało.
Kolejnym interesującym miejscem w Mt Gambier
jest niecka w ziemi, która kiedyś była wypełniona wodą, natomiast obecnie po
wysuszeniu stanowi przepiękny podziemny tropikalny ogród.
Tuż za Mt Gambier nad oceanem znajdują sie
dwa jeziora do nurkowania Ewen Ponds i Piccaninnie Ponds. Zajechaliśmy w to ostatnie
miejsce, żeby zobaczyć jak to wygląda i niestety z powierzchni jezioro wyglądało
jak każde inne. A podobno pod wodą wpływa się w jaskinie na dość dużą głębokość,
a woda jest krystalicznie czysta, co zapewnia świetną widoczność. Spotkaliśmy
tam wielu nurków, ubranych w podwójne skafandry, zgadujemy więc, że nurkowanie w
tym jezioreze jest faktycznie niesamowitym przeżyciem, tylke ze trzeba sie
odpowiednio ubrać (zimna woda!). Przy okazji zaszliśmy na pobliską plaże, gdzie
właśnie ktoś jeździł sobie konno wśród fal. Przepiękny widok, też chcemy to w
przyszłości wypróbować…
To tyle na temat naszej podróży po lądowej
części stanu Południowa Australia. Żeby zobaczyć wszystkie miejsca, które tu
opisaliśmy potrzeba kilku ładnych dni i trzeba przejechać ok. 1300 km. A w
następnym wpisie opiszemy dwa dni, które spędziliśmy na niesamowitej wyspie w
pobliżu Adelaide – Kangaroo Island.
J&W
Przepiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Południową Australię z Adelaide, Victor Harbor, Mt Gambier i okoliczne miasteczka poznałam 3 lata temu,teraz czytając ten wpis przypomnialam sobie mój pobyt. Na plaży w Gleneg spędziliśmy sylwestra ,Sydney zrobilo na nas niesamowite wrażenie,a w przyszlym roku znowu zawitam w SA.Mam tam moich najbliższych,dzieci.
OdpowiedzUsuńAustralia jest niesamowita pod każdym względem.Niestety dla polskich turystów jest przede wszystkim niesamowicie droga by "skosztować choć po kawałku jej rozległe obszary ". Oprócz zasobnej kiesy trzeba mieć odpowiedni wiek i końskie zdrowie by łagodnie znieść jej osobliwości klimatyczne.Bylem tam bez mała 3 miesiące (w Adelajdzie złamałem zęba i na dzień dobry wydałem prawie 1000 naszych złotych na konieczną interwencję stomatologiczną). W Sydney wysiadła mi kamera wideo i musiałem szybko odbudować to nieszczęście. Gdy wróciłem do kraju musiałem zlikwidować pokażną sumę na planowany zakup samochodu.Ale nie żałuję,bo zrealizowałem marzenie,które czekało na zaistnienie od 30 lat.
OdpowiedzUsuń