Moje zdjęcie
UWAGA! UWAGA! TEN BLOG NIE BĘDZIE PRZEZ NAS UŻYWANY I ZOSTANIE WKRÓTCE PRZENIESIONY NA NASZA NOWĄ STRONĘ "Travelling Butterfly" (www.travellingbutterfly.com) Zajrzyjcie na nową stronę żeby śledzić co się z nami aktualnie dzieje! Pozdrawiamy. Julita & Wojtek

środa, 30 maja 2012

Bowen - filmowa stolica Australii ;-)


Bowen to niewielkie miasto położone w północnym Queensland, dokładnie 20 stopni na południe od równika. Pomimo położenia, miasteczko cieszy się dość przyjaznym klimatem, bardziej suchym niż to co typowe dla tego tropikalnego regionu. My odwiedziliśmy to miejsce przy okazji naszego pobytu w regionie Whitsundays – Bowen znajduje się tylko 80km na północ od Airlie Beach. Zdecydowanie warto tam zajechać będąc w okolicy.



Bowen jest bardzo ładnie położone, ma kilka niesamowitych plaż i klify spadające wprost do oceanu. Dzięki górzystemu ukształtowania terenu, można łatwo podziwiać widoki na okolicę – wystarczy wspiąć się na jakąś skałkę, żeby mieć przed sobą piękną plażę. Dodatkową atrakcją Bowen jest to, że nie jest to specjalnie turystyczne miejsce, więc jest duża szansa, że taką plażę będziemy mieć tylko dla siebie. 
 



Oprócz krajobrazów, miasteczko znane jest przede wszystkim z tego, że kręcono tu film „Australia” z Nicole Kidman i Hugh Jackman, Bowen udawało miasto Darwin położone w północnej Australii. Na tę okazję wybudowano dosłownie minimiasteczko z budynkami odtawrzającymi Darwin z lat 30-tych XX wieku. Szkoda jednak, że wszystko zostało wyburzone jak tylko produkacja filmu się zakończyła. Jak widać na zdjęciu poniżej, mieszkańcy chyba są bardzo dumni, że w ich mieście kręcono film ;-)

Bowen to również niesamowicie olbrzymi obszar rolniczy produkujący pomidory, paprykę, fasolkę, kukurydzę, melony, bakłażany oraz mango, i to chyba Bowen mango są właśnie znane na całym świecie.
W

środa, 23 maja 2012

Parasailing, paragliding, skydiving, czyli zabawy ze spadochronem

*******************************************************

UWAGA: Zajrzyj na nasza nowa strone travellingbutterfly.com   !!!!!

******************************************************* 
Ponieważ w Australii, a szczególnie w Queensland, na ogół dopisuje pogoda, dużą popularnością cieszą się tu wszelkie zajęcia na świeżym powietrzu. Oprócz wszechobecnych  barbeque (zwanych przez miejscowych ‘Barbie’), popularnego surfingu  czy krykieta, bez problemu można znaleźć też bardziej nietypowe  sposoby spędzania wolnego czasu, takie jak skoki ze spadochronem, czy też szybowanie na spadochronie (paralotni) lub lotni. Oprócz sporej dawki adrenaliny, dodatkową atrakcją jest to, że w słoneczny dzień można podziwiać przepiękne widoki na okolicę. 

 
Parasailing polega na tym, że dość duży spadochron jest ciągnięty przez motorówkę. Im szybciej motorówka jedzie, tym wyżej unosi się spadochron, kiedy zwalnia, zaczynamy powoli spadać. Najlepszą atrakcją są zakręty, przy których potrafi nieźle zachwiać spadochronem. Parasailing to nic strasznego – z nami na łódce był około 65-letni pan, któremu dzieci kupiły parasailing na urodziny. Bardzo mu się podobało!

 
Paragliding, czyli paralotniarstwo, jest trochę większą przygodą. Polega to ogólnie na rzuceniu się z rozpędu z jakiejś skarpy w przepaść z przypiętym do pleców i już rozłożonym specjalnym spadochronem. Taki spadochron potrafi się wznieść bardzo wysoko, kiedy sterowany jest przez sprawnego pilota, który wie jak odpowiednio wykorzystać prądy powietrzne. Popularny jest też wariant z lotnią, czyli trójkątnym latawcem przypiętym do pleców, lub motolotnią, czyli latawcem z dodatkowym motorkiem. Ja miałem przyjemność poszybowania na paralotni, czyli na spadochronie. 


Piękne okolice Mount Tamborine cieszą się dużą popularnością wśród lotniarzy i paralotniarzy

Wbrew pozorom, paragliding też nie jest zbyt strasznym przeżyciem – za to bardzo fajnym i odświeżającym. Oczywiście jest to już na tyle niebezpieczne zajęcie, że nie można tego robić samemu bez licencji pilota – jedyna opcja dla amatorów to lot w tandemie, z instruktorem przypiętym do twoich pleców, który steruje paralotnią. Muszę przyznać, że instruktor bardzo się przydaje, bo jeden z początkujących pilotów próbujących samodzielnego lotu tuż prze mną wylądował wprost na drzewie (na szczęście nic mu się nie stało). Ciekawostką jest to, że nawet lecąc w tandemie z instruktorem, przepisy w Queensland wymagają, że trzeba formalnie zapisać się na kurs pilotowania – lot w tandemie to po prostu pierwsza lekcja w takim kursie. A że bardzo mi się to spodobało, kto wie, może za jakiś czas zrobię resztę kursu :-)

Przygotowanie do startu
Ja lecę na niebieskim spadochronie



Chyba najbardziej adrenalino-pędnym zajęciem z tej działki są skoki ze spadochronem, czyli skydiving. Jest to coś bardzo popularnego wśród turystów przyjeżdżających do Australii, a nawet bardziej – do Nowej Zelandii. My mieliśmy skakać nad Nowozelandzkim jeziorem Taupo, nawet zrobiliśmy już rezerwację. Niestety loty były tego dnia odwołane z powodu z byt silnego wiatru. No coż, trzeba będzie spróbować innym razem, o czym niezwłocznie napiszemy :-) 

Niestety tym razem nie udało nam się skoczyć...

W  

*******************************************************

UWAGA: Zajrzyj na nasza nowa strone travellingbutterfly.com   !!!!!

******************************************************* 

niedziela, 13 maja 2012

Co można zobaczyć przez tydzień w Nowej Zelandii? Krótka relacja z pobytu na północnej wyspie

*******************************************************

UWAGA: Zajrzyj na nasza nowa strone travellingbutterfly.com   !!!!!

*******************************************************

Nasze pierwsze wrażenia po wylądowaniu w Nowej Zelandii: że bardzo zielono, mnóstwo owiec, górzyście, piękne paprocie rosną tuż przy drodze, no i od razu czuć, że sporo chłodniej niż w Brisbane. Chciałoby się powiedzieć, że to tylko 2,5 godzinny lot dzieli Auckland od Brisbane, a jednak ogromna różnica klimatyczna.

Takich zapierających dech w piersiach widoków w Nowej Zelandii nie brakuje - to zdjęcie zostało zrobione z parkingu po drodze z Waitomo do Auckland
Nasza podróż zaczęła się w Auckland, a właściwie od wylądowania w Auckland, gdyż stąd szybciutko przemieściliśmy się na półwysep Coromandel (jedna z najlepszych stron turystycznych jaką dotąd przeglądałam). Kierowaliśmy się w kierunku miejscowości Whangamata, gdyż chcieliśmy zobaczyć,  jak wygląda największy festiwal w stylu lat 50tych oraz 60tych. Musimy przyznać, że niesamowite wrażenie zrobiły na nas samochody krążące po ulicach, dosłownie jak w starych amerykańskich filmach. Do tego na ulicznych scenach zespoły grały starą muzykę rockandrollową, sporo ludzi sie poprzebierało w szerokie spódnice z podkolanówkami, czy gajerki z szelkami. Szczerze polecamy, impreza nazywa się Beach Hop i odbywa się co rocznie pod koniec marca lub na początku kwietnia.
  
Coromandel - w drodze do Cathedral Cove
Następny punkt programu to Hot Water Beach, gdzie samemu się wykopuje spa na plaży. Woda wypływająca spod piasku na plaży jest tak gorąca, że można się poparzyć. Trzeba jednak sprawdzić, o której godzinie w danym dniu jest odpływ (Hot Water Beach czas odplywów) gdyż plaża w trakcie przypływu jest zalewana wodą morską. Nam się trafiło, że odpływ wypadł w godzinnach rannych, więc mogliśmy najpierw dosłownie rogrzać się w naturalnym źródełku, a potem ruszyć do Cathedral Cove, kolejnej atrakcji na Coromandel. 


Do Cathedral Cove można dotrzeć jedynie albo pieszo z miejscowości Hahei albo dopłynąć łódka. Jest to naturalnie wyrzeźbione przez wodę przejście pod skałą z jednej plaży na kolejną. Wygląda to naprawdę przepięknie, nic dziwnego żę stało się miejscem akcji dla jednej z części filmu Narnia.
Cathedral Cove

Kolejnym naszym celem wyprawy była Rotorua i tak nam się tam spodobało, że zostaliśmy w tej okolicy aż 3 dni. Miejsce to można w skrócie opisać, jako ogromne BBQ z wytryskującymi z ziemi gorącymi gajzerami. Ten powulkaniczny krajobraz to raj geotermalny i wprawił nas w istnych zachwyt naturą.  Czegoś takiego jeszcze w życiu nie widzieliśmy, nad gorącą ziemią unosi się para z goracych źrodeł, a kolory brzegu jezior geotermalnych zminiają się od niebieskiego po żółty, pomarańczowy czy czerwony. Jest to fantastyczne miejsce do kontemplowania piękna natury i form ziemi. 

Kolor zielony to algi, gorące woda wydobywa się regulranie czasmi przybierając zabawne formy bąbli
Podczas wyjazdu spędziliśmy bardzo dużo czasu w spa – w Rotorua właściwie każdy hotel czy camping ma swoje spa, takie gorące baseny z mineralną woda, odwiedziliśmy również Polinezyjskie Spa (kompleks basenów z wodą o temperaturze od 37 do 42 stopni. W Rotorua odwiedziliśmy również wioskę Te Puia z gajzerem wystrzelającym nawet do 30 metrów (jak wysoko woda wystrzela zależy od ciśnienia powietrza w danym dniu) oraz pokazem Maorskich tańców oraz sztuki. 




W okolicy zwiedziliśmy też dolinę Waimangu oraz Wai-O-Tapu – położone niedaleko Rotorua. Wszystkie te mniejsca są warte odwiedzenia i musimy przyznać, że tak zróżnicowanego krajobrazu dawno nie widzieliśmy: formy powulkanicznych law oraz jezior, malutkie gorące źródełka, bulgoczące wrzące błoto albo zielono zabarwione rzeczki. 

Wai-O-Tapu - jezioro geotermalne, pomarańczowa formacja to arszenik, woda może mieć nawet 80 stopni!
Dolina Waimangu - spacer zajmuje ok. 4 godzin, niesamowite widoki, gorące źródła oraz czarne łabędzie
Unosząca się dookoła para nadaje tym miejscom pewniej tajemniczości, a rosnące przeolbrzymie paprocie sprawiają, że czujesz się jakby w innym świecie. Z Rotoruą wiaże się najsłynniejsza Maoryska historia miłosna: Hinemoa and Tutanekai.Coś podobnego jak zakazana miłość Romeo i Julii, tyle że nie kończy się tragicznie.  
Tęcza zaczyna się w Nowej Zelandi
W Rotorua zobaczyliśmy też kiwi i ku naszemu zaskoczeniu okazało się, że te ptaki są wielkości kaczek czy indyków. Jakoś w książce wyglądały na sporo mniejsze. Generalnie kiwi to jedno z takich dziwolongów, które po prostu sporo mąci w podziałach przyrodniczych, bo niby ptak, ale ma więcej wspólnego z ssakami niż z innmi ptakami. A i potrafi skakać i parskać, naprawdę jest prześmieszny. Nie mamy zdjęć, bo kiwi są bardzo strachliwe, ale więcej możecie poczytać o kiwi na stronie parku w którym byliśmy Rainbow Springs

 
Z Rotorua ruszylismy nad jezioro Taupo, gdzie mieliśmy zrobić skydiving, ale niestety silny wiatr nam pokrzyżował plany. W zamian znaleźliśmy czas na rafting z Rafting New Zealand (czyli spływ na pontonie po wzburzonej rzece) i wet zoorbing Zydro (czyli zjazd z górki w środku gumowej kuli). Po drodze odkryliśmy też, gdzie powstaje tęcza! Po raz pierwszy widzieliśmy początek tęczy, zdradzę sekret, że wydobywa sie z małej jaskini właśnie w pobliżu jeziora Taupo! 


Rafting był niesamowity, a najbardziej podobał nam się surfing, utrzymywanie łódki pod prąd wody



W Taupo znajdują się rownież fantastyczne spa Taupo Hot Springs ze zjeżdżalniami, które są pod otwartym niebem i trzeba przyznać, że oglądanie księżyca i gwiazd wprost z gorącego basenu jest naprawdę fantastycznym uczuciem. Ech i może nie uwierzycie, ale ja po raz pierwszy zjechałam z wodnej zjeżdżalni...






Kolejnym naszym przystankiem była miejscowość National Park, skąd wyruszyliśmy 20 km szlakiem górskim Tongariro Alpine Crossing w Tongariro Parku Narodowym. Szlak ten prowadzi wsród kraterów oraz aktywnych wulkanów  i mieliśmy szczęście, że wiatr się na tyle uspokoił, że pozwolono turystom ponownie wkroczyć w góry.

Mount Ngauruhoe czyli Mt Doom z Władcy Pierścieni


W Mordorze - w tle Mount Doom
Widoki zapierały w dech piersiach. A dookoła tylko wyschła lawa, siarkowe jeziora i ogromne wulkany. Jest to miejsce, które poslużyło za pierwowzór Mt Doom w filmie Władcy Pierścieni (to ten buchający żarem wulkan gdzie mieszkał Sauron). A sama miejscowość National Park ma atmosferę miejscowości w polskich górach, w każdym domku kominek, kot i drewniany wystrój. W zimie pada tam śnieg i można pojeździć na nartach. 

W drodze do National Park można podziwiać 3 wulkany, tego dnia niestety chmura wisiała nad czubkami...Następnego dnia my tam się wdrapaliśmy!
Nasza grupa - Nic przewodniczka w pomarańczowym kasku
Stąd ruszyliśmy do ostatniego naszego przystanku, Waitomo, gdzie główną atrakacją jest Black Water Rafting, czyli łażenie po jaskiniach połączone z różnymi podziemnymi atrakcjami. Nam przypadła do gustu opcja ze skakaniem po małych wodospadach i pływaniem w wielkich oponach. Wrażenia są pierwsza klasa, bo w jaskinich mieszka mnóstwo świecących robaczków i jak sobie tak płyneliśmy w ciemnościach to mogliśmy sobie patrzeć w górę i tak jakby gwiazdy nad nami świeciły. Do tego nasza przewodniczka zaczeła śpiewać piosenkę z Titanica i jakoś tak romantycznie się zrobiło, że można było całkiem zapomnieć o zimnie i ciemności.
Ogólnie cała ta okolica Waitomo jest malowniczo położona, wśród małych zielonych pagórków i to właśnie gdzieś tu ‘mieszkały’ hobity z Władcy Pierścienia. 

Wygląda znajomo? Hmmm, nie udało nam się spotkać hobitów tylko owce, owce, owce...
Nasza wycieczka skończyla się w Auckland i z braku czasu, udało nam się tam zwiedzić jedynie centrum oraz przepłynąć do Devonport. Ale generalnie w Auckland raczej trzeba się na zwiedzanie poszczególnych dzielnic, niż konkretnych miejsc. Podziwialiśmy Auckland z wieży widokowej Sky Tower, z której można również skoczyć na linie albo przejść się dookoła  niej na wysokości 192 m ponad ziemią! Tygodniowy pobyt w Nowej Zelandii mogę podsumować krótko: adrenalinowe wakacje w hobitowym spa.Więcej zdjęc na picasie

J

*******************************************************

UWAGA: Zajrzyj na nasza nowa strone travellingbutterfly.com   !!!!!

******************************************************* 

piątek, 4 maja 2012

Poczytaj mi mamo po australijsku

O czym są bajki dla dzieci w Australii? Otóż bohaterami książeczek mogą być nie tylko królik, krówka, kotek, piesek czy świnka. Otóż w Australii to australijskie zwierzęta są postaciami: kangur, possum, koala, wombat, struś, jaszczurka, kookaburra itp. Zrobiłam kilka zdjęć jako dowód! Ten post jest napisany dla naszych przyjaciół i ich maluchów.
Wrótce pojawią się posty o naszych ostatnich wakacjach w Nowej Zelandii i na Wyspach Cooka. Wakacje nas rozleniwiły i stąd opóźnienia....Pozdrawiamy gorąco wszystkich stałych czytelników naszego bloga. 
J
Magiczny possum

 Nie jestem pewna czy ta historia jest o wesołym strusiu...

Ten w środku to wombat

Ropucha tu nie uchodzi na pozytywną bohaterkę...Pewnie dlatego, że jej jad zgromadzony na grzbiecie może łatwo pokonać wroga wielkości psa czy kangura!