Do Brisbane dotarliśmy po dość długiej podróży - w sumie prawie 50 godzin. Podróż była celowo długa, bo po drodze do Australii zaliczyliśmy jeszcze Frankfurt i Hong Kong. Oba miasta bardzo nam się podobały, ale o szczegółach napiszemy w innym poście (chociaż zdjęcia możecie zobaczyć już teraz:
https://picasaweb.google.com/julita.wojtek).
https://picasaweb.google.com/julita.wojtek).
Pierwsze wrażenia z Australii są bardzo pozytywne: bardzo mili i uśmiechnięci ludzie (np. pierwszego dnia pani z banku pozwoliła nam sprawdzić prywatne emaile na bankowym komputerze!), tropikalna roślinność i świetna pogoda. Odkąd tu jesteśmy codziennie jest ok. 30 stopni, na ogół bardzo słonecznie, ale nie jest zbyt duszno ani wilgotno (w każdym razie dużo mniej niż się spodziewaliśmy). Jeśli pada to na ogół parę godzin, a potem jest znowu słonecznie. A najciekawsze jest to, że dla wielu osób, z którymi rozmawialiśmy, lato jest najgorszą porą roku - podobno przez pozostałą część roku jeszcze mniej pada :)
Oczywiście w tym roku przed naszym przyjazdem było dość mokro, zwłaszcza grudzień był bardzo deszczowy, co miało okropne następstwa... Na szczęście bezpośrednich skutków powodzi już nie widać - miasto funkcjonuje zupełnie normalnie, z kilkoma wyjątkami, takimi jak zawieszenie części połączeń promowych, które są tu częścią systemu komunikacji miejskiej, oraz tymczasowe zamknięcie sztucznej plaży i części parku na południowym brzegu rzeki.
Bardzo szybko udało nam się pozałatwiać najpilniejsze praktyczne sprawy: konto w banku, australijskie komórki, numery podatkowe, internet itp. Mieliśmy też ogromne szczęście z mieszkaniem - ludzie ostrzegali nas, że będzie ,bo taka pora roku (studenci przybywający stadami w poszukiwaniu mieszkań przed nowym rokiem akademickim), no i ta powódź... Na szczęście my właściwie bez szukania, drugiego dnia w Brisbane trafiliśmy na bardzo mila panią, która wynajęła nam mieszkanie w czymś, co na pierwszy rzut oka przypomina luksusowy kompleks wypoczynkowy: basen, grill, balkon wychodzący na ogród z palmami...:) Jak się zresztą okazało, część z apartamentów w tym kompleksie działa mniej więcej jak hotel i jest wynajmowana na krótki okres za grubą kasę...
Nasz nowy domek |
Jeśli chodzi o układ architektoniczny to Brisbane dużo bardziej przypomina miasta Amerykańskie niż Europejskie. Miasto jest bardzo czyste i nowoczesne, ale widać że jest bardzo nowe, najstarszy budynek ma niespełna 200 lat - niewiele tu historii i jakiegoś szczególnego klimatu, za to wszystko jest podporządkowane wygodzie i funkcjonalności. No i oczywiście widać że miasto jest zaprojektowane z myślą o samochodach - co prawda komunikacja miejska funkcjonuje bardzo dobrze, ale na przykład chodników nie ma zbyt dużo. Poza tym odległości między przystankami są dość duże, więc trzeba wiedzieć, gdzie wysiąść bo jak się przejedzie swój przystanek to ciężko się wrócić na piechotę. No już była jedna dłuższa nieplanowana wycieczka:)
Poza tym większość ludzi ma tu własne domy z ogródkami, więc poza ścisłym centrum króluje niska zabudowa i miasto jest bardzo rozrzucone, więc odległości między poszczególnymi dzielnicami są dość znaczne. No i dzięki temu większość miasta wygląda też jak zielone przedmieścia, łącznie z naszą dzielnicą, pomimo że mamy tylko 10-15 minut do centrum kolejką lub autobusem... Niezła odmiana po Północnym Londynie!
Centrum Brisbane |
W samym mieście i w okolicach jest mnóstwo atrakcji, więc wygląda na to że nie będziemy się nudzić. W odległości półgodzinnego spaceru znajduje się góra Mount Coot-tha niegdyś pełniąca ważną rolę w życiu Aborygenów, u podnóża której znajduje się tropikalny ogród botaniczny. Krótka przejażdżka autobusem zabiera nas do sanktuarium Lone Pine, znanemu głównie z licznej populacji koali, ale również z mieszkających tam innych przedstawicieli australijskiej fauny: kangurów, krokodyli, emu, diabłów tasmańskich i innych zwierzaków. W mieście znajduje się kilka bardzo fajnych parków i ogrodów, w których rosną tropikalne rośliny i mieszkają papugi i inne egzotyczne ptaki. Np. zamiast angielskich gęsi tutaj po trawnikach spacerują czarne indyki i australijskie ibisy. No i oczywiście w odległości 1-2 h jazdy kolejką jest morze ze świetnymi plażami - idealny układ na jednodniowe wycieczki!
Ostatni weekend spędzilismy właśnie eksplorując parki i ogrody Brisbane, oraz plaże na pobliskiej wyspie, ale o szczególach napiszemy już w kolejnym wpisie
J&W
Hej, zamieszczam ten komentarz jako pierwszy żeby zobaczyć czy to działa i jak wygląda ;) Wojtek
OdpowiedzUsuńWitam Was Kochani, bardzo dobry pomysł z tym blogiem teraz będziemy mogli na bieżąco śledzić co u Was.Pozdrawiam w imieniu naszej czwórki
OdpowiedzUsuńPomysł mieliście świetny i super, że teraz prócz zdjęć na picasie, można będzie poczytać też Wasze historie, opowieści i komentarze (z których nota bene można się wiele dowiedzieć o Australii!). Czekamy na kolejne wpisy i będziemy w kontakcie.
OdpowiedzUsuńpozdrawiamy
Artur&Aga!:)
Dzięki A&A i anonimowa czwórko! Zapraszamy do postu o koalach. Całusy J&W
OdpowiedzUsuńMotycz bardzo prosi o zdjęcia ciekawych roślinek.Pozdrawiam w imieniu naszej czwórki
OdpowiedzUsuńSwietny pomysl, milo jest zwiedzic swiat Waszymi oczyma. Powodzenia zyczę.
OdpowiedzUsuń