Gdy w pierwszym roku naszego pobytu w Australii
zobaczyliśmy reklamy świątecznych kolacji zwanych ‘Christmas in July’, pomysł na obchodzenie Świąt Bożego Narodzenia w lipcu wydał
nam się lokalną fanaberią. Dziwny
koncept pomyśleliśmy sobie, bo przecież święta są w grudniu. Rok później w
klubie nurkowym przypomniano nam znowu o Christmas in July, kiedy organizowano
świąteczne BBQ z nurkującym mikołajem. No i wreszcie dotarło do nas, o co w
tym wszystkim chodzi: skoro Boże Narodzenie wypada w Australii w środku lata to
nijak to się łączy z atmosferą towarzyszącą świętom którą my znamy z dzieciństwa (a Australijczycy pewnie z filmów :-)), czyli kiedy jest zimno, pada biały śnieg, są krótkie dni a długie noce, kiedy je się pieczone mięsa i pije
grzane wino itd. Święta w Australii to czas urlopu spędzonego na plaży, opalając
się na słońcu, smażąc krewetki na BBQ z przerwami na kąpiel w basenie. Dla nas
Europejczyków ciężko jest wpaść klimat świąteczny w takich warunkach (a tu więcej o Bożym Narodzeniu w Australii).
Więc kiedy robi się tu chłodniej, kiedy dni robią się krótsze i zakłada się cieplejsze ubrania, troszkę się czuje tak jakby zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. W tym roku zdecydowaliśmy zasmakować klimatu świątecznego ‘tak jak przystało’ w okresie zimowym! Wybraliśmy się na weekend do najzimniejszego zakątka Queensland - regionu Granite Belt, żeby spędzić czas przy kominku, pójść na świąteczną kolację przy zapalonej choince, napić się grzanego wina, pośpiewać Jingle Bells i dostać prezent od Mikołaja.
Świąteczna kolacja w stylu średniowiecznym - danie główne szczurw sosie własnym :-) |
J