Moje zdjęcie
UWAGA! UWAGA! TEN BLOG NIE BĘDZIE PRZEZ NAS UŻYWANY I ZOSTANIE WKRÓTCE PRZENIESIONY NA NASZA NOWĄ STRONĘ "Travelling Butterfly" (www.travellingbutterfly.com) Zajrzyjcie na nową stronę żeby śledzić co się z nami aktualnie dzieje! Pozdrawiamy. Julita & Wojtek

niedziela, 11 listopada 2012

Tropikalna Australia, czyli Północne Queensland: Cape Tribulation

Po wizycie w Mossman Gorge wyruszyliśmy dalej na północ do Cape Tribulation, czy też Cape Trib jak nazywają go kochający skróty Australijczycy. Przylądek ten reklamuje się jako miejsce, gdzie „las trpokikalny spotyka się z rafą koralową”, bo jest to jedno z niewielu miejsc gdzie las tropikalny dochodzi aż do plaży. Cape Tribulation (od ‘troubles’ – problemy) nazwany został przez kapitana Cooka, gdy 10 czerwca 1770 jego statek otarł się o rafę koralową tuż u jego wybrzeży, niemalże zatapiając statek.  

  

Do Cape Tribulation prowadzi droga wzdłuż wybrzeża, która kończy się przeprawą promem przez rzekę zamieszkaną przez krokodyle. Być może nie wybudowano mostu, bo populacja 70 zamieszkujących ją krokodyli odstrasza potencjalnych konstruktorów....

Mangrowy to częsty widok na plażach Cape Tribulation
Przylądek jest stosunkowo słabo zagospodarowany turystycznie, znajduje się tam zaledwie kilkanaście baz noclegowych, kilka sklepów i kilka barów. Dla nas była to zaleta tego miejsca – nie ma tam hord turystów, wielkich hoteli, czy klubów nocnych. Większość miejsc jest przyjazna naturze z gospodarstwami opartymi na systemie energii odnawialnej. Obszar ten znany jest w Australii ze swej z ‘zieloności’, gdyż to największe skupisko ekologicznych gospodarstw domowych. 

Na tarasie w naszym eco domku: ciepła woda nagrzewana była bateriami słonecznymi
Okolica sprawia wrażenie dzikiej, dominuje nieskażona przyroda, więc większość ludzi spędza czas spacerując po lesie, czy ciągnących się kilometrami, pustych plażach. Las tropikalny na Cape Tribulation to również część Daintree Rainforest – prastarego lasu rosnącego w okolicach Mossman Gorge i Kurandy. Las ten zwany też Wet Tropics, zajmuje zaledwie 0,26% obszaru Australii, ale za to może zasłynąć z największej różnorodności flory i fauny: porasta go aż 65% gatunków australijskich paproci, 30% orchidei, zamieszkujr aż 60% australiskich gatunków motyli oraz 50% ptaków. 


Tu też mieszkają kazuary, kangur-szczur oraz leśna jaszczurka Boyd’s (podobno król kamuflażu), a także 31 różnych drzew mangrowych (po polsku namorzyny), czyli drzew rosnących w słonej wodzie.  Warto więc tu zawitać, jeżeli interesuje się australijską przyrodą. W 1988 las ten został wpisany przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa.


Poza tym przylądek znany jest też z upraw herbaty, oraz...produkcji lodów – znajduje się tu kilka rodzinnych firm wyrabiających lody o różnych smakach.

Plantacja herbaty Daintree Tea
Dla nas jednym z głównych celów pobytu na Cape Tribulation było „polowanie” na krokodyle. Cape Trib to ponoć jedno z najlepszych miejsc do oglądania krokodyli słonowodnych w całym Queensland. Wszędzie na plażach i w okolicy rzeczek i strumyków można zobaczyć tabliczki ostrzegające przed tymi gadami, więc spodziewaliśmy się, że lada chwila natkniemy się na wielkiego 3-5 metrowego krokodyla opalającego się na plaży (podobno to się tam zdarza). Niestety, pomimo wytężonego wypatrywania podczas kilku spacerów w różnych częściach przylądka, krokodyla ani śladu...


Postanowiliśmy zatem dołączyć do wycieczki łódką w poszukiwaniu krokodyli po niewielkiej rzece przecinającej Cape Tribulation. Takie wycieczki są jedną z głównych atrakcji przylądka, jednak większość operatorów pływa po większej rzece Daintree River – to ta, przez którą przeprawia się promem, żeby dojechać do Cape Tribulation. My stwierdzilismy, że przyjemniej będzie popłynąć mniejszą rzeką, która płynie przez środek parku narodowego. Nastroje na pokładzie były bardzo dobre: panowała powszechna ekscytacja, podsycana przez kapitana, który opowiadał o krokodylach widzianych rano i poprzedniego dnia. Płynęło się bardzo przyjemnie, podziwiając różne gatunki namorzynów.


Niestety, po około 40 minutach...krokodyli nadal ani śladu...Nawet w miejscach, gdzie widziano je wcześniej tego dnia... Pan kapitan wyczuł rosnące rozczarowanie na pokładzie i za wszelką cenę starał się wypatrzyć jakiegoś osobnika. Kiedy już wszyscy pogodzili się z tym, że krokodyla nie będzie, pan kapitan zatrzymał łódkę, wydając radosny okrzyk i pokazując na brzeg rzeki. Podekscytowani pasażerowie zaczęli wpatrywać się w plątaninę korzeni ale...jakoś nikt nie widzi krokodyla. Pan kapitan wyjaśnił, że to bardzo mały krokodyl, który dopiero niedawno się urodził i zaczął dawać wskazówki jak go zobaczyć (na prawo od tej czy tamtej gałęzi itd.). Niektórzy ludzie zaczęli pokrzykiwać, że coś widzą, a my dalej nic...Wpadliśmy więc na pomysł, żeby podeprzeć się technologią – zrobić zdjęcie i na zbliżeniu poszukać krokodyla-ludojada... Po kilkukrotnym zbliżeniu, na ekranie rzeczywiście można było dostrzec kawałek łuski, co pomogło nam w ustaleniu miejsca gdzie ukrywał się ten śmiertelnie niebezpieczny gad :) Po około minucie wpatrywania się w gęstwinę korzenie...jest, w końcu udało się nam go zobaczyć... Krokodyl miał pewnie ze 20cm długości i był tak dobrze dopasowany do tła, że bez pomocy pana kapitana nie mielibyśmy najmniejszych szans, żeby go dostrzec. W ramach ćwiczenia, proponujemy próbę odnalezieni krokodyla na poniższym zdjęciu (zrobionym z zoomem, ale w oryginalnym rozmiarze). 

Znajdź krokodyla
Dla niecierpliwych, rozwiązanie zagadki na następnym zdjęciu.


Tak więc zakończyła się nasza wyprawa w poszukiwaniu krokodyli. Chyba będziemy musieli spróbować szczęścia następnym razem...
J&W

niedziela, 4 listopada 2012

Tropikalna Australia, czyli Północne Queensland: Port Douglas i Mossman Gorge

Po przyjeździe do Port Douglas, zakwaterowaniu się i krótkim odpoczynku, wybraliśmy się na spacer do centrum w poszukiwaniu miejsca, gdzie można cos zjeść lub wypić. Po kilku minutach spaceru wzdłuż rzeki natknęliśmy się na tabliczkę ostrzegającą przed niedawno widzianym w tej okolicy krokodylem. A że było już ciemno, a w okolicy nie było latarni, wyobraźnia zaczęła szybko pracować i po kilku trzaskach w pobliskich zaroślach pospieszyliśmy dalej…


Rano pierwsze kroki skierowaliśmy na plażę, która okazała się wyjątkowo zatłoczona jak na australijskie warunki. Plaża jest ładna i długa (stad jej nazwa Four Mile Beach, czyli ‘czteromilowa plaża’). Na jej północnym krańcu znajduje się ścieżka spacerowa, która można się wspiąć na wzgórze skąd rozciąga się piękny widok na plażę i okolice.

Tropikalne śniadanie przy plaży Four Mile Beach :)

Ostrzeżenia przed krokodylami i jadowitymi meduzami
Meduzy  są zagożeniem w lecie (listopad -  kwiecień)




Port Douglas to przyjemne miasteczko portowe, z historią sięgającą  XIX w., mnóstwem sklepów, restauracji i eleganckimi hotelami. To bardzo popularny kurort wakacyjny wśród Australijczyków, ściągają tu krajowe gwiazdy i osobistości. Jedną z atrakcji miasteczka jest restauracja ‘On the Inlet’ w porcie, do której codziennie punktualnie o 17tej przypływa ogromna, ważąca 250kg, ryba z gatunku groper o imieniu George. Niestety w dniu w którym my tam byliśmy George najwidoczniej miał coś lepszego do roboty, lub  postanowił zastrajkować, bo pomimo oczekujących go tłumów i przynęty w postaci ogromnej rybiej głowy, po prostu się nie pojawił. Musieliśmy się więc zadowolić filmikiem ze strony restauracji: http://www.portdouglasseafood.com/meet_george.html

Pracownik restauracji próbujący znęcić Georga przy pomocy rybiej głowy
Z Port Douglas ruszyliśmy na północ zatrzymując się w parku narodowym Mossman Gorge . Park ten stanowi część lasu tropikalnego Daintree Rainforest, który jest najstarszym lasem tropikalnym na świecie – jego wiek szacuje się na 180 mln lat!




 


Oprócz typowych tras spacerowych po lesie, główną atrakcją parku są czyste i rześkie strumyki w których można się kąpać. Park jest zarządzany przez lokalne plemię Aborygeńskie Kuku Yalanji, dzięki czemu w punkcie informacyjnym można kupić lokalne wyroby artystyczne i spożywcze. Można się też wybrać z Aborygeńskim przewodnikiem na szlak i dowiedzieć się więcej o lokalnych roślinach, zwierzętach oraz o kulturze tego plemienia.






Kąpiel w strumieniu jest bardzo orzeźwiająca!



















Z Mossman Gorge ruszylismy na przylądek Cape Tribulation, o którym napiszemy już w następnym wpisie.

J&W